za nami intensywny tydzień
Działo się, oj działo. Tosinkowy tata odpoczywał po zabiegu, który miał tydzień temu, my zwiedzałyśmy świat. Nie mam prawa jazdy, więc moje wojaże ogranicza komunikacja miejska. Z tego też powodu na pierwszą samotną wyprawę z Tosią dalej niż na zakupy do pobliskich sklepów, zdecydowałam się dopiero w okolicach jej drugich urodzin. Miniony rok przyniósł wiele kolejnych wojaży, ale ten tydzień był ich absolutnym apogeum.
Poniedziałek - odwiedziny u koleżanki z pracy (mamy czterolatki i półroczniaka) i koleżanki z liceum (mamy roczniaka).
Wtorek - zabrałam dziecko do fryzjera, ale tym razem to ja zmieniałam fryzurę, a Tosia grzecznie się bawiła. Teraz mogę już śmiało powiedzieć, że mamy tę samą stylistkę fryzur ;)
Środa - szaleństwo absolutne - autobus, tramwaj, pociąg, szaleństwa z dziećmi moich koleżanek i moje pogaduchy z koleżankami, a potem powrót, czyli pociąg, tramwaj, autobus - intensywnie, ale wspaniale!
Czwartek - dzień lenia, do 13 chodziłyśmy w piżamach, ponieważ nasze plany pokrzyżowała pogoda, miałyśmy spotkać się z kolejną koleżanką, ale spotkanie musiałyśmy przełożyć, ciemne chmury wiszące nad naszymi głowami nie zachęcały do spacerów. Wybrałyśmy się, więc na plac zabaw, na którym po długiej przerwie można było naprawdę przyjemnie spędzić czas!
Do tej pory twierdziła, że potrzebuje asekuracji.
A teraz weszła tak szybko, że nie zdążyłam zdjęć zrobić!
Komentarze
Prześlij komentarz