W kinie...
Decyzja zapadła już jakiś czas temu - trzeba dziecku pokazać kino. Przekonały mnie do tego poranki w Multikinie, a mówiąc dokładniej - Poranki z Tomkiem, czyli ulubieńcem Tosi. Miałam nadzieję, że sympatyczne lokomotywy wbiją ja w fotel i przez godzinę będzie siedziała bez ruchu zapatrzona w kinowy ekran.
A jak było?
Do kina dotarłyśmy trochę za wcześnie, korzystając z komunikacji miejskiej w sobotę rano, trudno wpasować się idealnie. To jednak Tosi nie przeszkadzało, kupiłyśmy bilety i przechadzałyśmy się po kinie. Przed seansem jeszcze toaleta, szybkie zakupy w barze i do sali. A tam niespodzianka, pracownicy kina wręczyli każdemu dziecku odznakę z Tomkiem i jego przyjaciółmi oraz ręcznie robione lizaki. Pełen sukces - Tosię odznaka zachwyciła, lizak został zjedzony w połowie w czasie filmu. Przed 40 minut siedziała tak bez ruchu, potem musiałyśmy wyjść do toalety, pozostały czas również oglądała film, czyli pełen sukces. Nie ukrywam, że bałam się tego, jak będzie się zachowywać, gdy zrobi się ciemno, ale nie wystraszyła się, myślę, że była to dla niej nawet pewnego rodzaju atrakcja. A po filmie kolejna niespodzianka - balony i plakaty oraz zabawa lokomotywami. Tosia pobawiła się i oznajmiła, że chciałaby taką lokomotywę, wybrałyśmy się więc do sklepu, bo za część pieniędzy, które dostała na urodziny miała kupić sobie jakąś zabawkę. Kupiła - owszem, figurki ze Świnką Peppą (figurkom trzeba poświęcić osobny post, bo to najnowsza namiętność naszego dziecka). Plakat wisi w jej pokoju, balon uciekł nam po drodze. Ale w ostatni weekend października znowu idziemy do kina, znowu na Tomka, liczymy na kolejny balon, a że wtedy pójdzie z nami tata, to pojedziemy samochodem i żadnego balonika już nie zgubimy! O!
kurczę ile atrakcji :) nie dziwię się Tosi, że była zadowolona, bo sama bym pewnie była :D czemu u nas tak nie ma :(
OdpowiedzUsuńNie macie gdzieś w okolicach Multikina? Myślę, że poranki wszędzie wyglądają podobnie :)
OdpowiedzUsuń