10 lipca 2010 - kilka słów po pięciu latach małżeństwa
Minęło jak jeden dzień, dokładnie pięć lat temu wyszłam za mąż... Jak jeden dzień to oczywiście gruba przesada, ale trudno mi uwierzyć, że to już, że dziś obchodzimy pierwszą taką prawie okrągłą rocznicę.
Małżeństwo sobie chwalę, a i w dniu ślubu, z perspektywy tych pięciu lat niczego nie chciałabym zmienić. Wszystko było tak, jak chcieliśmy, kościół, goście, restauracja, suknia, fotograf, kwiaty, makijaż, fryzura, samochód, prezenty, nawet pogoda dopisała. Z przyjemnością wracam do zdjęć z tamtego dnia, oglądam je i wiem, że to był nasz dzień, w pełni zaplanowany i zrealizowany zgodnie z naszymi marzeniami. Nawet po tych pięciu latach, kiedy wspomnienia powoli się zacierają, naszym gościom zdarza się powiedzieć, że na naszym ślubie było naprawdę pięknie. Czego chcieć więcej? Zadowoleni goście i zadowolona młoda para to chyba najlepszy dowód na to, że był to dzień idealny!
Wypadałoby jeszcze napisać jakieś podsumowanie tych pierwszych pięciu lat. Ale co tu napisać? Życie jeszcze przed nami! Pięć lat to dopiero początek, to pierwsze, ale niezwykle ważne wybory, dziecko, mieszkanie (kolejność dowolna, bo wydarzyło się to niemal jednocześnie) to dwie najważniejsze decyzje, które podjęliśmy od 10 lipca 2010 roku. Obie świadome i przemyślane, z żadnej z nich nie chcielibyśmy się wycofać albo podjąć w innym momencie. Oprócz tego mnóstwo małych zmian i wyborów, koloru ścian, idealnego miejsca na wakacje, weekendowej wycieczki albo niedzielnego obiadu. Z jednej strony codzienność nas przytłacza i ogranicza, praca, przedszkole, dom, czasem brakuje chwili wytchnienia, ale maksymalnie staramy się wykorzystywać soboty i niedziele na to, żeby po prostu pobyć ze sobą we dwoje albo we troje. I jest nam dobrze!
zdjęcia (najlepszy z najlepszych) Arek Zaremba
Komentarze
Prześlij komentarz