BUNT z amerykańskim wątkiem w tle!

Jeśli przeczytaliście kiedyś mój komentarz na blogu Waszym (i nie tylko), w którym pisałam, że moje dziecko się nie buntuje, możecie go usunąć. Nasz świat zawalił się w sobotę około godziny 13. Zawalił się z powodu amerykanów!

Amerykany, czyli ciastka składające się z mleka, jajek, mąki, cukru, masła i amoniaku. Smakują jak biszkopty, są okrągłe, oblane lukrem, czasem ozdobione czekoladą. Takie ciastko lubi raz na jakiś czas, przy okazji wizyty u dziadków, zjeść Tosia. Dlaczego u dziadków? Ano dlatego że w pobliżu ich domu jest cukiernia, w której amerykany można nabyć. Tak też było w ostatnią sobotę, wybrałyśmy się w towarzystwie dziadka na cmentarz, a w drodze powrotnej mijałyśmy cukiernię z amerykanów słynącą. Dziecko zapytało, czy możemy wejść i kupić ciacho. W dowód uznania dla jej wytrwałości (spędziłyśmy trzy godziny na mrozie), zgodziłam się i to był błąd...

W cukierni amerykanów już nie było, dziecko zapłakało wielkim, ale niemym płaczem. Łzy lały się po malutkich policzkach. Pani ekspedientka walczy z wyrzutami sumienia, widać że jej głupio, na dodatek amerykany będą dopiero we wtorek. Ja próbuję załagodzić sytuację, proponuję dziecku inne ciastka, proponuję nawet ciasto z galaretką, ale to nic nie pomaga. To tylko pogarsza sytuację, dziecko zaczyna zanosić się coraz większym płaczem i wydaje z siebie coraz więcej dźwięków. Nie zastanawiam się długo, biorę ją na ręce i wychodzę z cukierni. Wtedy się zaczyna...

Płacz, krzyk, tupanie, ciągnę ją za rękę - ona próbuje się wyrwać. Tak przez 20 metrów, w końcu biorę ją na ręce, stawiam w bezpiecznej odległości od jeżdżących ulicą samochodów i zaczynam rozmowę, ale to nic nie pomaga, bo z jej ust wydobywają się tylko dwa słowa: "Chcę amerykana!" I na nic tłumaczenie, że amerykanów nie ma, że we wtorek babcia kupi i jej przywiezie - nic, ryk, krzyk... W końcu przychodzi moment uspokojenia, do małej głowy docierają racjonalne myśli, przeprasza za swoje zachowanie i nie chce wracać do sprawy. Dziadek mówi tylko: "Nie wiedziałem, że ty też tak umiesz krzyczeć". 

Cóż dodać - ja też nie wiedziałam, do soboty, w sobotę przeżyłam opóźniony o dwa lata bunt dwulatka. Jedyne czego brakowało, to kładzenia się na ziemię, ale na to było za zimo, latem pewnie leżałaby na chodniku.
Na pocieszenie mam dla niej dziś amerykana. Na otarcie łez:)

*jeśli ktoś nie wie jak wyglądają amerykany, niech zajrzy tutaj Moje Wypieki

Komentarze