"Mały Książę" - film, który powinien zobaczyć każdy rodzic
Ten film obejrzeliśmy w zeszłym roku w kinie, ale niedawno, przy okazji premiery na DVD trafił również do naszego domu. Wtedy obejrzeliśmy go całą rodziną i emocje towarzyszące oglądaniu go były jeszcze większe, niż w kinie.
Robimy, co możemy, żeby nasze dzieci czuły się kochane. Robimy też wszystko, żeby nasze dzieci miały jak najlepszy start. Wysyłamy je na angielski, od najmłodszych lat kupujemy im zabawki edukacyjne. Uczymy alfabetu, tabliczki mnożenia i podstaw programowania. Wybieramy najlepsze żłobki, przedszkola i szkoły. Wszystko w porządku. Każdy z nas to robi, każdy z nas chce, żeby jego dziecko było mądre. Mądrym jest łatwiej. Mądrzy odnoszą sukcesy (przynajmniej teoretycznie, bo często zdarza się, że odnoszą je ci, którzy mają znajomości). Musimy tylko pamiętać o jednej rzeczy, żeby w tej całej pogoni za sukcesem nie zapomnieć o dzieciach, żeby szanować ich potrzeby i, żeby poświęcać im czas, żeby być przy nich, kiedy tego potrzebują. Banał.
Łzy cisnęły mi się do oczu, kiedy patrzyłam na zapracowaną mamę głównej bohaterki, która w pogoni za pracą i za sukcesem zupełnie nie wsłuchiwała się w potrzeby i pragnienia swojego dziecka. Z jednej strony brzmi to banalnie, z drugiej często się o tym zapomina. Tak, jak w Małym Księciu, mama, córka, marzenia, pragnienia, aspiracje i brak czasu. Bo czy ta dziewczynka naprawdę marzyła o tej super elitarnej szkole? Nie, ona chciała mieć przyjaciela i chciała, żeby rodzice poświęcali jej czas, chciała czuć się potrzebna i kochana. Znowu banały. Wychodzi na to, że to jest potwornie banalny film. A jednak jest w nim coś tak magnetycznego, że oglądaliśmy go kilka razy i, co jakiś czas bardzo chętnie do niego wracamy. Jest tu przyjaźń, jest relacja między dzieckiem i rodzicami, jest niesamowita przygoda, a także opowieść o odpowiedzialności, o dorastaniu, o wierności zasadom. A do tego wszystkiego piękna animacja, wspaniały język.
Nawet Tosia, która wydaje się za młoda na poruszoną w nim tematykę, rozumie z niego całkiem sporo. Co więcej, zażyczyła sobie ostatnio maskotkę lisa, która pojawia się w filmie. Życzenie zostało spełnione i teraz lis podróżuje z Tosią przez świat.
Nasza czterolatka polubiła Małego Księcia do tego stopnia, że czytamy już nie tylko książkę opartą na scenariuszu filmowym, równie chętnie słucha oryginalnej opowieści. I choć pewnie wiele jeszcze z tego nie rozumie, to coś w pamięci zostaje.
Czy będzie z niej cudowny dorosły? Nie wiem, ale bardzo bym tego chciała!
A Wy oglądaliście ten film?
Jeśli tak, podzielcie się wrażeniami, jeśli nie, koniecznie obejrzyjcie!
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń