Środowe recenzje: "Prawie się nie boję..." (Wydawnictwo EZOP)
Dzieci często boją się rzeczy, które nie istnieją albo nie mają prawa zaistnieć. Przerażają je potwory w szafie, duchy za oknem albo marchewki wychodzące z lodówki. Cień na ścianie wydaje im się ogromnym smokiem, hałas za drzwiami przypomina im dźwięk przechadzającego się krokodyla. To żaden wstyd, bo nawet bohaterom literackim zdarza się umierać ze strachu!
Bulbes, bohater książki Prawie się nie boję... umiera ze strachu, kiedy mama spóźnia się po niego do szkoły. Przychodzą mu wtedy do głowy najrozmaitsze myśli, boi się na przykład, że mama została porwana. Kto mógł to zrobić? Oczywiście gangsterzy, a to oznacza, że Bulbes będzie musiał zapłacić okup. Wszystkie dzieci wyszły już ze szkoły, chłopiec zostaje sam z panią i zastanawia się ile pieniędzy ma w skarbonce. Czy to wystarczy na okup? W końcu mama przyjeżdża do szkoły, dlaczego się spóźniła? Utknęła w korku. Wychodzą razem ze szkoły, mama proponuje lody, ale Bulbes nie ma ochoty. Za to wchodzi do kałuży, będzie miał mokre buty, może się przeziębi i zachoruje, wtedy mama będzie z nim w domu, wtedy niczego nie będzie się bał.
Ale boi się nie tylko Bulbes, boi się również mama. Cały dzień martwi się tym, że za mało czasu spędza z synkiem, że codziennie tkwi w korkach i z tego powodu spóźnia się do szkoły. Boi się również obrażonej miny Bulbesa.
Ze swoimi lękami próbuje sobie radzić Hania Papierek. Bała się swojej mamy, która krzyczała na nią, na jej tatę, na panią w sklepie, teraz nie musi się jej już bać, bo mieszka razem z tatą i Helenką. Teraz boi się potwora, który mieszka na działce. Hania zaprzyjaźnia się z Bulbesem. Dzieci szybko stają się obiektem drwin koleżanek i kolegów, jednak nie przejmują się tym, bawią się razem i cieszą swoim towarzystwem. Od tej pory, Bulbesa odbiera Helenka, która przychodzi po Hanię. Nie zostaje już w szkole jako jedyne dziecko. To jednak nie koniec lęków i obaw, z którymi mierzą się dzieci...
Prawie się nie boję... to książka niemal poetycka, to opowieść, która zachwyca językiem, która urzeka ilustracjami. I choć mówi o sprawach niełatwych, bo jak udowodniła autorka każdy z nas czegoś się boi, trudno się od niej oderwać. Warto ją przeczytać po pierwsze ze względu na samą opowieść, po drugie ze względu na przesłanie. Jej lektura na pewno nie sprawi, że dzieci nagle przestaną się bać, ale na pewno przestaną się swoich lęków wstydzić. W końcu mama i tata także się boją, bo strach towarzyszy nam przez całe życie i tylko od nas zależy w co go przekujemy!
Prawie się nie boję...
Anna Onichimowska
ilustracje Aleksandra Woldańska-Płocińska
Wydawnictwo EZOP, 2016
Wiek 6+
Książek Ezopa nie znamy, a ta wydaje się ciekawa :)
OdpowiedzUsuńMają piękne książki, warto poznać. Naszą ulubioną jest "Zielony wędrowiec", o którym pisałam tutaj http://tosimama.blogspot.com/2016/02/srodowe-recenzje-o-magii-kolorow-i.html
UsuńTeż nie mamy niczego od Ezopa - ale chyba faktycznie warto się skusić. Generalnie bardzo lubię książki, które oswajają lęki i trudne tematy, a jednocześnie robią to w interesujący i przystępny sposób.
OdpowiedzUsuńWarto! My Ezopa bardzo lubimy:)
UsuńBardzo spodobała mi się ta książeczka,a czytając Twój post wróciłam pamięcią do dziecino przedszkolnych lat kiedy to moja mama się czasami po mnie spóźniała tylko ja nie miałam,aż tak bujnej wyobraźni. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja na szczęście też nie;)
UsuńDoskonale pamiętam swoje lęki z dzieciństwa. Oj, dzieci potrafią mieć bujną wyobraźnię. Ważne, by wiedziały, że w tym wszystkim nie są same. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie!
UsuńA ja się boję wielu sytuacji, wyobraźnia działa:) Książeczka przyciąga uwagę.
OdpowiedzUsuńTo tak, jak ja :)
Usuń