Muzeum Polin. Czy warto iść tam z dzieckiem?
Chodzicie z dziećmi do muzeów? My chodzimy. Zaczęło się od Muzeum Zabawek w Karpaczu, prawdziwego raju dla najmłodszych. Potem było Europejskie Centrum Solidarności i poznańskie Muzeum Archeologiczne. A w ostatnim miesiącu warszawskie Muzeum Narodowe, Muzeum Powstania Warszawskiego i Polin. Muzeum Historii Żydów Polskich. I właśnie o tym ostatnim chciałabym Wam dziś opowiedzieć.
Zwiedzanie muzeum z dzieckiem to wyższa szkoła jazdy. Nie ma czasu na zatrzymywanie się przy kolejnych gablotkach i eksponatach. Co więcej, trzeba znaleźć coś, co zwróci uwagę kilkulatka i zaplanować zwiedzanie tak, żeby maluch był zadowolony.
Wybierając się do Polin miałam wątpliwości, czy Tosi się tam spodoba. Przeczytałam informacje na stronie internetowej, ale wybierając się do Warszawy zupełnie zapomniałam o jednej rzeczy. Bo Polin przygotowało specjalny przewodnik dla najmłodszych zwiedzających. Na szczęście stał za plecami pracowników kas, więc kupiłam go bez wahania.
Nie miałam jednak zbyt dużo czasu na zapoznanie się z nim. Zwiedzaliśmy idąc na żywioł, ale absolutnie tego nie żałuję. Na pierwszej stronie przewodnika znalazło się kilka słów adresowanych zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Rodzice i opiekunowie dowiedzą się stamtąd, jak należy zwiedzać wystawę z dziećmi. A młodzi goście rozpoczną wielką podróż w czasie.
Nie miałam jednak zbyt dużo czasu na zapoznanie się z nim. Zwiedzaliśmy idąc na żywioł, ale absolutnie tego nie żałuję. Na pierwszej stronie przewodnika znalazło się kilka słów adresowanych zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Rodzice i opiekunowie dowiedzą się stamtąd, jak należy zwiedzać wystawę z dziećmi. A młodzi goście rozpoczną wielką podróż w czasie.
Oglądajcie, dotykajcie, wytężajcie słuch.
Ten przewodnik będzie Wam towarzyszył w oglądaniu wystawy.
Znajdziecie tu wiele ciekawych zadań i łamigłówek.
Wyjaśnimy też wszystkie trudne słowa.
Do rozwiązywania zadań przydadzą się Wam kredki.
Na koniec czeka Was supernagroda!
I tak z przewodnikiem w ręce, i kredkami w kieszeni ruszyłyśmy w podróż w czasie. Zgodnie ze wskazówkami zamieszczonymi w przewodniku, stojąc w holu głównym, przeczytałam Tosi kim są Żydzi, a potem wspólnie przyglądałyśmy się ścianom, zastanawiając się, co nam one przypominają. Kolejny przystanek miałyśmy w części "Las", tam przeczytałyśmy legendę o przybyciu Żydów do Polski, tu również Tosia rozwiązała pierwsze zadanie. Musiała połączyć grzyby tak, żeby utworzyły słowo Polin zapisane alfabetem hebrajskim. Kiedy Tosia uporała się z zadaniem, mogłyśmy ruszyć dalej. W sali "Pierwsze spotkania" czekały na Tosię dotykowe ekrany, na których mogła stworzyć własną monetę, na wzór tych, używanych dziesięć wieków temu. Dowiedziała się również czym były i jak wyglądały dawne szlaki handlowe oraz przyjrzała się zrekonstruowanym grodom. W kolejnej sali przeczytałyśmy opowieść o Abramku i obejrzałyśmy prezentację poświęconą dzielnicy żydowskiej. Następny przystanek zaplanowany został przy ogromnej makiecie przedstawiającej Kraków i Kazimierz. Tosia wypatrywała na niej budynków, które pamiętała z ubiegłorocznego pobytu w Krakowie. Ku jej ogromnej radości, kilka udało się odnaleźć. Ale w tej sali czekało na nią coś, co wspominać będzie jeszcze długo. Była to prasa drukarska! Można było ją nie tylko oglądać, ale również użyć do zrobienia własnego wydruku. Co Tosia oczywiście z ochotą zrobiła, zarówno za siebie, jak i za dziadka.
Nie będę opisywać każdej części ekspozycji, do której zaprowadził nas przewodnik. Skupię się na tych, które najbardziej spodobały się Tosi, oprócz tych już wymienionych, mnóstwo czasu spędziliśmy na dworcu kolejowym. Tosia wcieliła się tam w pracownicę kasy biletowej i z zapałem sprzedawała kolejne bilety dla nas wszystkich. Spodobała jej się zrekonstruowana synagoga i zadanie polegające na wypatrywaniu na jej ścianach i sklepieniu wizerunków zwierząt, którym tradycja żydowska przypisywała różne znaczenia.
Podobał jej się tron, na którym mogła usiąść i wymyślać prawa dla naszej rodziny. Zainteresowała ją ekspozycja poświęcona żydowskim zaślubinom. Ale największe emocje wzbudziła rekonstrukcja ulicy z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Było kino, warszawski klub i kawiarnia. Stolik, przy którym można usiąść i poczuć się, jak osoba współczesna Julianowi Tuwimowi, można było spróbować swoich sił w tańcu, wybrać najbardziej podobającą nam się muzykę, a podnosząc słuchawkę telefonu Tosia miała okazję wysłuchać wspomnień z tamtego okresu. Po pokonaniu schodów i znalezieniu się na antresoli czekała na nas ekspozycja poświęcona życiu dzieci z początków XX wieku. Stare zdjęcia, dawne zabawy (w tym uwielbiane przez Tosię klasy) i oczywiście szkoła! Były ławki, książki, a w przewodniku fragment o alfabecie hebrajskim, języku jidysz. A na koniec Tosia poznała postać Janusza Korczaka, widziała w Warszawie jego pomnik, wtedy krótko przybliżyłam jej jego osobę, teraz dowiedziała się znacznie więcej.
Polin opuściliśmy po ponad dwóch godzinach zwiedzania, już wtedy wiedzieliśmy, że na pewno do niego wrócimy. Spośród wszystkich odwiedzonych z Tosią muzeów, właśnie to spodobało nam się najbardziej. Sama wystawa nie zawierała jakiś wyjątkowych elementów adresowanych dla najmłodszych zwiedzających, ale przewodnik Małe Polin wyciągnął z każdego z nic to, co dla dzieci najbardziej interesujące. Mam również wrażenie, że dzięki niemu ja odebrałam wystawę w bardzo ciekawy i nietypowy sposób. I wcale nie uważam, że zrobiłam to na niższym poziomie zaawansowania, niż dorośli chodzący po Polin z audioprzewodnikami. Bardzo chciałam zobaczyć to muzeum i cieszę się, że udało mi się zrobić to z Tosią. Co więcej obie wyszłyśmy stamtąd bardzo zadowolone. Kiedy minęły te ponad dwie godziny w Polin nie wiemy do dziś. Wydawało mi się, że przechodzimy przez kolejne sale w zastraszającym tempie, że właściwie przy niczym się nie zatrzymujemy. A tu okazało się, że chodziłyśmy po muzeum tak samo długo (a nawet dłużej) jak wskazywał przewodnik.
Podobał jej się tron, na którym mogła usiąść i wymyślać prawa dla naszej rodziny. Zainteresowała ją ekspozycja poświęcona żydowskim zaślubinom. Ale największe emocje wzbudziła rekonstrukcja ulicy z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Było kino, warszawski klub i kawiarnia. Stolik, przy którym można usiąść i poczuć się, jak osoba współczesna Julianowi Tuwimowi, można było spróbować swoich sił w tańcu, wybrać najbardziej podobającą nam się muzykę, a podnosząc słuchawkę telefonu Tosia miała okazję wysłuchać wspomnień z tamtego okresu. Po pokonaniu schodów i znalezieniu się na antresoli czekała na nas ekspozycja poświęcona życiu dzieci z początków XX wieku. Stare zdjęcia, dawne zabawy (w tym uwielbiane przez Tosię klasy) i oczywiście szkoła! Były ławki, książki, a w przewodniku fragment o alfabecie hebrajskim, języku jidysz. A na koniec Tosia poznała postać Janusza Korczaka, widziała w Warszawie jego pomnik, wtedy krótko przybliżyłam jej jego osobę, teraz dowiedziała się znacznie więcej.
Polin opuściliśmy po ponad dwóch godzinach zwiedzania, już wtedy wiedzieliśmy, że na pewno do niego wrócimy. Spośród wszystkich odwiedzonych z Tosią muzeów, właśnie to spodobało nam się najbardziej. Sama wystawa nie zawierała jakiś wyjątkowych elementów adresowanych dla najmłodszych zwiedzających, ale przewodnik Małe Polin wyciągnął z każdego z nic to, co dla dzieci najbardziej interesujące. Mam również wrażenie, że dzięki niemu ja odebrałam wystawę w bardzo ciekawy i nietypowy sposób. I wcale nie uważam, że zrobiłam to na niższym poziomie zaawansowania, niż dorośli chodzący po Polin z audioprzewodnikami. Bardzo chciałam zobaczyć to muzeum i cieszę się, że udało mi się zrobić to z Tosią. Co więcej obie wyszłyśmy stamtąd bardzo zadowolone. Kiedy minęły te ponad dwie godziny w Polin nie wiemy do dziś. Wydawało mi się, że przechodzimy przez kolejne sale w zastraszającym tempie, że właściwie przy niczym się nie zatrzymujemy. A tu okazało się, że chodziłyśmy po muzeum tak samo długo (a nawet dłużej) jak wskazywał przewodnik.
Nie wiem i nawet nie chcę się zastanawiać, jak zwiedzałoby nam się Polin bez przewodnika Małe Polin. Jego autorzy zrobili coś niezwykłego. Spośród wielu sal wybrali te, które są dla małych zwiedzających najistotniejsze, najciekawsze i najlepiej zrozumiałe. Zwiedzaliśmy Polin razem z moimi rodzicami, ale robiliśmy to w zupełnie innym tempie, często zatrzymując się w zupełnie innych miejscach. Nasz przewodnik omijał niektóre części wystawy. Całkowicie pominął na przykład (z czym całkowicie się zgadzam) okres od 1939 roku. Myślę, że Tosia mogłaby nie zwrócić nawet uwagi na prezentowane tam treści, ale uznałam, że na razie lepiej, żeby tam nie wchodziła. Na to przyjdzie jeszcze czas, bo do Polin na pewno wrócimy. A wszystkich, którzy jeszcze w Polin nie byli zachęcamy do odwiedzenia tego miejsca przy najbliższej wizycie w Warszawie:)
Świetne miejsce, dziękuję za inspirację. Kiedyś się tam wybiorę z Jasiem
OdpowiedzUsuńBardzo serdecznie polecam, na pewno Wam się spodoba.
UsuńJa byłam, bardzo smutne i piękne miejsce. Bardzo długie zwiedzanie.
OdpowiedzUsuńA my w ogóle czasu spędzonego w Polin nie odczuliśmy. Smutne? Tak, bo to muzeum o świecie, którego naprawdę już nie ma.
UsuńPróbuję sobie przypomnieć w ilu muzeach byłam z dzieckiem i wychodzi mi, że tylko w jednym ;)
OdpowiedzUsuńCzas nadrobić:)
UsuńPodobne oferty dla dzieci ma Brama Poznania, Wieliczka, Malbork, Toruń. My lubimy też zwiedzać muzea w ich święta. Tak zwiedzilismy Topacz w dni zlotów, Jaworzynę Śląską w zlot parowozów, Biskupin we wrześniu, Niedzicę latem, kiedy robią pokazy z białą damą na murach. Teraz wybieramy się do Galowic na Lawendowy Jarmark- wtedy dla dzieci jest dużo więcej atrakcji i zwiedzanie jest ciekawsze.
OdpowiedzUsuńBrama Poznania, muzeum, które mamy 10 minut od domu i cały czas nie możemy się do niego wybrać! Musimy to koniecznie nadrobić:)
UsuńDziękuję za polecenie kolejnych interesujących miejsc.
Ja mogę tak długo, bo zwiedzanie Polski z synkiem to moja pasja. Cała sztuka to znaleźć sposób, żeby to była przygoda dla dziecka. Polecam jeszcze Wilanów zimą, kiedy mają Ogrody Światła, świetne dla dziewczynek Muzeum Domków dla lalek w Warszawie (choć mój ośmiolatek był oczarowany takim babskim muzeum). Ja z Pani bloga też czerpię milion inspiracji.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa i kolejne podpowiedzi. Widzę, że mogłybyśmy przybić sobie piątkę, bo my również uwielbiamy jeździć po Polsce;)
UsuńPlanuję weekendowy wyjazd do Warszawy na zwiedzanie kilku muzeów, dzięki za kolejny punkt do listy. ;)
OdpowiedzUsuńNie mamy dzieci, ale odwiedzamy muzea we dwójkę. W tym roku nawet dwa, idziemy na rekord :)
OdpowiedzUsuńJa mam rocznego synka i już raz byłam z nim w muzeum. Uważam, że z dziećmi trzeba chodzić do takich miejsc. Mam kolegę z Meksyku. Jak był dzieckiem mama zabierała go i jego siostrę często do muzeów. Mój kolega jest erudytą. Mówi, że to dzięki mamie i częstym wycieczkom w takiej miejsca.
OdpowiedzUsuńŚwietne miejsce, fajnie że było dostosowane do dzieci mniejszych, bo z tymi stricte historycznymi to czasami jest ciężko. Ostatnio byłam w Muzeum II WŚ w Gdańsku - petarda, ale absolutnie nie nadaje się dla dzieci.
OdpowiedzUsuńOstatnio na sporej ilości blogów widziałam, że wiele osób odwiedziło Polin z dziećmi. Ja sama jeszcze nie miałam okazji tam zawitać, ale może w końcu uda się dotrzeć do tego muzeum. W szczególności, że nie mam do niego wcale tak daleko.
OdpowiedzUsuńNie mam dzieci, ale sama chętnie bym się przeszła, bo czuję muzealny niedosyt 😉
OdpowiedzUsuńPolin to naprawdę świetne miejsce. Ja zwiedzałam je kilkukrotnie, ale sama (dzieci nie posiadam) i było to dla mnie dużo przeżycie - ze względu na rozmiar ekspozycji, więc myślę, że dla dzieci to też duże przeżycie musi być. A taki przewodnik to świetna sprawa! Szkoda, że nie "produkują" takich w każdym muzeum. Myślę, że wtedy dzieci byłyby jeszcze bardziej zadowolone i same chętnie zaciągałyby rodziców na wycieczki:)
OdpowiedzUsuńPolin to genialne muzeum. Mi spodobało się od samego początku. Genialnie zaprojektowane z mnóstwem atrakcji :)
OdpowiedzUsuńWarszawe juz zaliczylismy, ale przyda sie na kolejny razem. My postawilismy na Centurm Kopernika i zwiedzanie stadionu.
OdpowiedzUsuńJak widać i z dzieckiem można spędzić czas w muzeum. Pewnie nie każde czułoby się tam dobrze, ale dla wielu rodzin to wspaniała forma spędzania czasu razem :)
OdpowiedzUsuńKapitalne muzeum, świetna wystawa. Veni vidi :) Bardzo pouczający tekst o tym jak zwiedzać z dzieckiem. Jeszcze nie mam swoich pociech, ale jak będą to bankowo będą ze mną odwiedzać muzea :)
OdpowiedzUsuń