Zima. Na razie tylko w książce. "Patrz, Madika, pada śnieg!" (Zakamarki)

Nie można powiedzieć, żebym była najwierniejszą fanką Astrid Lindgren. Przeczytałam Dzieci z Bullerbyn i na tym moja przygoda się zarówno rozpoczęła, jak i zakończyła. Zawsze obiecywałam sobie, że to nadrobię, że przeczytam więcej i nadrobię wszelkie braki. Jak dotąd mi się nie udało, choć do Dzieci z Bullerbyn mogę już dopisać drugi tytuł. 


Patrz, Madika, pada śnieg! zachwyca od pierwszego spojrzenia. Ilustracje przypominają te, które pamiętam z książek czytanych w dzieciństwie. Cudownie kolorowe, a jednak niezwykle subtelne i delikatne. Trudno oderwać od nich wzrok. Zwłaszcza w takie dni, jak te. Kiedy serce tęskni za prawdziwą zimą, za wielkim śniegiem, za szybami, na których maluje mróz i godzinami spędzonymi na sankach, a potem kubku pełnym ciepłego kakao. Ech, marzenia... Pamiętacie kiedy ostatnio mieliśmy zimę z prawdziwego zdarzenia? Ja nie pamiętam, a Tosia takiej zimy w ogóle nie widziała. Może jedynie czytać o niej w książkach. 

Lisabet i Madika też czekały na śnieg. Na pierwszy w tym roku śnieg. Ten, który jest najbardziej wyjątkowy i, który najbardziej cieszy. Dziewczynki spędzają cały dzień poza domem. Cieszą się i bawią, lepią bałwana, rzucają w siebie śnieżkami. Następnego dnia Madika budzi się z gorączką, musi zostać w łóżku. Z tego powodu nie pojedzie razem z Alvą po prezenty. Do miasta pojedzie tylko Lisabet. Dziewczynka obejrzy wystawy we wszystkich sklepach, wybierze prezent dla siostry. W pewnym momencie Alva prosi Lisabet, żeby ta wyszła ze sklepu i zaczekała na zewnątrz. Wkrótce okazuje się jak wielki błąd popełniła. Bo Lisabet stojąc przed sklepem widzi zjeżdżające do miasteczka sanie. Z tyłu jednych z nich, na płozach stoi Gustav. Chłopiec mówi Lisabet, że ona na pewno nie będzie umiała się na płozach utrzymać. Ona oczywiście chce mu udowodnić, że da radę i wtedy nadchodzi właściciel sań. Andersson nie zauważa dziewczynki i odjeżdża razem z nią... Tu rozpoczyna się najsmutniejsza i najbardziej emocjonalna część książki. Bo Lisabet nie wróci do domu... 
Nie będę ukrywać, że pierwsze czytanie tej książki wzbudziło we mnie mnóstwo emocji. Mała dziewczynka, sama w lesie, wśród śniegu, w mroźną, zimową noc... To działa na wyobraźnię matki. Na szczęście wszystko kończy się dobrze, więc spróbowałam przeczytać ją Tosi. A jej książka Astrid Lindgren bardzo się spodobała, choć przygoda Lisabet sprawiła, że na jej twarzy na chwilę pojawił się smutek. Szczęśliwe zakończenie, wszechobecna miłość i niesamowite ciepło bijące z tej książki sprawiło, że do lektury wróciłyśmy kilkukrotnie. I będziemy wracać jeszcze wiele razy...

Jest w tych wszystkich zimowo-świątecznych książkach coś takiego, że chce się je czytać i czytać. Może to dlatego, że są to lektury tylko na ściśle określony czas w roku? Że nie sięgamy po nie, kiedy na zewnątrz są upały? Pewnie tak. Ale są to przede wszystkim książki bardzo wyjątkowe, niesamowicie klimatyczne i przywołujące wspomnienia z dzieciństwa albo pokazujące dzieciństwo idealne. To książki, do których w przyszłości będą wracać nasze dzieci. Tak, jak my wracamy dziś wspomnieniami do Dzieci z Bullerbyn i innych lektur, które czytali nam nasi rodzice. Ten zimowe wieczory spędzone z książką zostaną w naszych dzieciach na zawsze...  





Patrz, Madika, pada śnieg!
Astrid Lindgren
ilustracje Ilon Wikland
tłumaczenie Agata Węgleńska
Zakamarki, 2017

Komentarze

  1. Pamiętam z dzieciństwa książki o Madice, bardzo je lubiłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Ja nie pamiętam i po przeczytaniu tej czuję, że mam czego żałować:)

      Usuń
  2. Nie znam, kurcze ile ja jeszcze mam do odkrycia a miejsca w domu zaczyna brakować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam słabość do "zimowych" książeczek :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Boję się trochę tych wzruszających momentów, ale ogólnie zapowiada się ciekawie, więc rozejrzę się. Dla prawie ;) siedmiolatki będzie ok?
    /Pozdrawiam,
    Szufladopółka

    OdpowiedzUsuń
  5. mam wrażenie, że niedługo nasze dzieci będą znały śnieg tylko z książek i starych filmów...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej, zakochałam sie w tych ilustracjach! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Wpisy o.książkach mnie dobijają, co chwilę coś fajnego, kolorowego, że człowiek zapisuje na liście. Zwłaszcza pozycje dla dzieci

    OdpowiedzUsuń
  8. Tyle książek ta Pani napisała a ja też tylko Dzieci z Bullerbyn czytałam ;-) Tą akurat widzę pierwszy raz ale kusi mnie np "Lotta z ulicy Awanturników" :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojej, brzmi trochę strasznie. Chyba dla 3 latki zbyt emocjonalne. A autorki też czytałam tylko Dzieci z Bullerbyn.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz