Morze zimą po raz drugi część 2. Hel i Muzeum Emigracji w Gdyni
Kolejnego
dnia opuściłyśmy Trójmiasto i pociągiem udałyśmy się w stronę Helu.
Puste i spokojne o tej porze ulice Gdyni i Gdańska, to nic w porównaniu
do tego, co zaobserwowałyśmy w drodze do Helu. Zamknięte na cztery
spusty pensjonaty i restauracje, puste place zabaw i ulice, po których
prawie nikt nie chodzi. Nie będę jednak ukrywać, że właśnie brak tłumów
zachęcił nas do odwiedzenia helskiego fokarium (wstęp do niego kosztuje 5 zł, dodatkową złotówkę zapłacicie, jeśli chcecie zwiedzić tamtejsze muzeum). Na miejscu
okazało się jednak, że nie tylko my wpadłyśmy na ten pomysł, bo ludzi
było, jak na tę porę roku, sporo. Nie było ich jednak aż tak wielu, więc
Tosia mogła w spokoju przyglądać się ukochanym fokom i wydawać z siebie
kolejne okrzyki zachwytu.
Z fokarium ruszyłyśmy na spacer bulwarem, a bystre oko Tosi wypatrzyło budynek dawnego kościoła ewangelickiego, w którym dziś znajduje Muzeum Rybołówstwa. Trafiłyśmy akurat na dzień bezpłatnego wstępu, zapłaciłyśmy, więc zamiast 10 zł jedynie 4 zł za wejście na wystawę czasową i na wieżę (dzieci do lat 7 wchodzą do muzeum bezpłatnie).
Ostatniego dnia wybrałyśmy się do gdyńskiego Muzeum Emigracji.
Chciałam wybrać się tam od dawna, słyszałam o nim wiele dobrego, poza
tym na znajdującym się w pobliżu Dworca Morskiego, w którym mieści się
muzeum, zobaczyć można tablicę upamiętniającą fakt, że to właśnie stąd
wypłynął do Ameryki Południowej Witold Gombrowicz.
Przygotowując
się do wyjazdu (i mając w pamięci nasze dotychczasowe wizyty w
muzeach), sprawdziłam, że w kasie muzeum można kupić grę muzealną
"Frycek Munchausenowicz
łączy historie", wiedziałam, że spróbujemy się z nią zmierzyć. Zmierzyć
to dobre słowo, bo niektóre zadania są naprawdę trudne i niektóre
części wystawy obejrzałyśmy bardzo dokładnie próbując znaleźć odpowiedzi
na pytania. W końcu udało się jednak rozwiązać ostatnie zadanie i
rozwiązać krzyżówkę. Dumna i wzbogacona o nową wiedzę Tosia podała hasło
w kasie głównej i odebrała zasłużoną nagrodę:) Brawo dla Muzeum
Emigracji za świetny pomysł i grę, która angażuje całą rodzinę.
W
kasach dostępna jest również bezpłatna broszura z zadaniami, które
dzieci mogą rozwiązywać w trakcie zwiedzania. Na zmierzenie się z nimi
na miejscu zabrakło nam czasu, ale chętnie wrócimy do nich w domu, żeby
utrwalić zdobytą wiedzę i jeszcze raz, na nowo, przeżyć tę wycieczkę.
I zrobić więcej zdjęć, bo gra tak nas pochłonęła, że na nie zabrakło czasu;) Chcemy również spędzić dłuższą chwilę w Sali Małego Podróżnika, która przeznaczona jest specjalnie dla dzieci. Teraz Tosia spędziła tam tylko kilka minut, a miała ochotę być tam zdecydowanie dłużej! Jak na to,
ile atrakcji czeka na nas na miejscu, wstęp do muzeum jest bardzo tani.
Bilet normalny kosztuje 10 zł, ulgowy 6 zł (ale dzieci do 7. roku życia
za wstęp nie płacą).
Muzeum Emigracji jest bardzo nowoczesne. Pełne interaktywnych ekranów i materiałów audiowizualnych. Przybliża ono historię polskiej emigracji i emigrantów od XIX wieku do czasów współczesnych. Widzimy tam więCc Mickiewicza, Norwida, Chopina, Gombrowicza... Tych, którzy wyjeżdżali na zawsze i takich, którzy zagranicą byli tylko przez chwilę i na przykład jak Halina Poświatowska szukali tam szansy na ratowanie swojego zdrowia. Są ci, którzy spędzili na emigracji czasy PRLu i po 1989 roku wrócili do Polski i tacy, którzy postanowili zostać tam na zawsze. Nie jest to jednak tylko i wyłącznie wystawa przedstawiająca biografie osób wyjeżdżających z Polski. Jej autorzy spojrzeli na zjawisko emigracji znacznie szerzej. Przedstawili jej przyczyny, opisali życie dziewiętnastowiecznej Warszawy i przedstawili niełatwą sytuację Polski po II wojnie światowej. Z dzieckiem i bez warto odwiedzić to wyjątkowe miejsce.
Za
nami cztery bardzo intensywne dni. Odpowiedź na pytanie, czy warto
jechać nad morze zimą jest prosta. Oczywiście, że tak. Spokój panujący
tam poza sezonem letnim zachęca do poznawania miejsc, które latem
wypełnione są ludźmi albo przegrywają z piękną pogodą i możliwością
plażowania. Te na pewno są tego warte, więc jeśli zastanawiacie się w
jaki sposób wykorzystać ostatnie (mam nadzieję) podrygi zimy, to
odpowiedź jest jedna: jedźcie nad morze!
Kolejne ciekawe muzeum - dopisuję do listy!
OdpowiedzUsuńzawsze chciałam zobaczyc morze zimą, ale taką ze śniegiem i lodem, niestety od lat nie było prawdziwej zimy....
OdpowiedzUsuńfajne miejsce
OdpowiedzUsuńCały seson czekałam na śnieg, żeby pojechać nad morze i zobaczyć plażę w białym puchu. Niestety nie udało się, bo śniegu było tam jak na lekarstwo. Może po prostu uda mi się wyskokczyć tam na początku marca. Po prostu zdrowotnie. Fajnie, że Wam chociaż udało się zaliczyć morze w zimowej porze.
OdpowiedzUsuńOch, fajna ta Wasza wyprawa! Mnie się marzy wyjazd nad morze na wiosnę, ale jak będzie, to zobaczymy, bo jednak od nas ciężko się zebrać na taki wyjazd ;)
OdpowiedzUsuńKocham morze o każdej porze roku. Ależ Wam zazdroszczę :) Marzy mi się wyjazd na Wielkanoc, ale chyba nie wypali :(
OdpowiedzUsuńZ Twojego opisu wygląda, że będę musiała odwiedzić Muzeum Emigracji. Tylko latem, bo ja jestem ciepłolubna :-) Choć podobno w zimie najwięcej jodu....
OdpowiedzUsuńJeśli interesują Cię takie tematy to polecam książkę "Wyspa klucz", która opisuje pierwsze zetknięcie emigrantów z amerykańską ziemią.
Uwielbiam Gdańsk, a w muzeum Emigracji jeszcze nie byliśmy
OdpowiedzUsuńW zimie jeszcze nad morzem nie byłam - jest to moim małym marzeniem! :)
OdpowiedzUsuńMuzeum Emigracji jest idealnym miejsce na deszczową pogodę, czy też okres zimowy. Oczywiście będąc w Gdyni latem także można odwiedzić to interesujące miejsce, chociaż wtedy podjęcie takiej decyzji jest nieco trudniejsze :D
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis, ciekawe miejsca
OdpowiedzUsuń