"Mirabelka" (Wydawnictwo Zielona Sowa)
Nigdy nie ukrywałam, że część książek dla dzieci kupuję bardziej dla siebie, niż dla Tosi. Na niektóre z tytułów, które trafiają do naszego domu Tosia jest jeszcze za mała i zanim ona do nich dorośnie, cieszę się nimi ja. Tak właśnie było z najnowszą książką Cezarego Harasimowicza. Kiedy tylko zobaczyłam Mirabelkę wśród zapowiedzi wydawniczych wiedziałam, że muszę ją mieć!
Nie spodziewałam się jednak, że ta książka wzbudzi we mnie aż takie emocje. A to wszystko w opowieści o pewnym, z pozoru, bardzo zwyczajnym drzewie. Bo cóż wyjątkowego może być w mirabelce? Drzewie rosnącym na podwórkach, w pobliżu bloków i kamienic, które daje żółte owoce przerabiane na kompoty i dodawane do ciast. Mirabelka z książki Harasimowicza też taka była. Miała jednak pewną wyjątkową cechę, która odróżniała ją od innych drzew. Mirabelka rosnąca na podwórku przy ulicy Nalewki potrafiła rozmawiać z dziećmi. Rozumiała ich mowę, a one rozumiały ją.
Bo dzieci mają w sobie coś... Nie wiem, jak to określić...
No, taką... Hm. Naprawdę ie potrafię wam tego wyjaśnić.
Takie coś po prostu.
Mirabelka, którą poznajemy na początku książki, rozmawia z Dorką. Małą dziewczynką mieszkającą na Wałowej. Ona i jej sąsiedzi są jednymi z bohaterów tej opowieści. Widzimy ich, kiedy się cieszą, kiedy są ze sobą. Czytamy o pierwszej (i jak się potem okazuje ostatniej) miłości Dorki, czyli Chaimie, z którym dziewczyna weźmie ślub i doczeka się syna. Poznajemy braci Alfusów, którzy prowadzą wypożyczalnię strojów karnawałowych i ich kota Maćka, któremu zdarza się wspinać po gałęziach mirabelki. Wszyscy oni zrywali owoce najpierw z mamy mirabelki, a potem jej córki, która wyrosła tuż obok niej. Wszyscy oni cieszyli się ich smakiem, wszyscy oni byli szczęśliwi. Do dnia, w którym zaczęła się wojna. Kiedy cała dzielnica została otoczona murem, kiedy ludzie odjeżdżali w bydlęcych wagonach w nieznanym kierunku. Kiedy Noamek został oddany pod opiekę innych ludzi, bo tylko w ten sposób można było uchronić go przed śmiercią. Świadkiem tego wszystkiego była mirabelka. Nie rozumiała tego, co dzieje się wokół niej. Nie rozumiała tego jej mama. Nie rozumiał tego chyba nikt... A potem narodziła się nowa Polska, z cegieł, które pozostały po zburzonych i spalonych kamienicach, wybudowano nowe domy. W jednym z nich zamieszkali Stasiek i Lusia. Mieli być tam szczęśliwi, mieli cieszyć się słodkimi owocami mirabelki. Ale życie często układa się inaczej...
Mirabelka to piękna, bardzo poetycka opowieść o czasach, miejscach i ludziach, których już nie ma. O historii Polski i historii Warszawy. Tamten świat już zniknął, pozostała tylko (albo aż) pamięć. Przechowują i przekazują ją ludzie i książki. Szumią o niej drzewa. Opowieść Cezarego Harasimowicza zaprasza czytelników w podróż do przeszłości. Oczami mirabelki spojrzą na przedwojenną Warszawę, zobaczą szarą, wojenną rzeczywistość, przyjrzą się odbudowie stolicy w czasach PRL-u. Aż dotrą do dnia, w którym mirabelka została ścięta, jej korzenie zalano betonem, bo w tym miejscu ma zostać zbudowany apartamentowiec. Przetrwa jednak pestka, którą jedna z bohaterek zabrała ze sobą za ocean. Z niej w Waszyngtonie wyrosło kolejne drzewo, a już niedługo dzięki szczepce przywiezionej ze Stanów, mirabelka powróci na Muranów. Trzeba będzie się tam wybrać i spróbować z nią porozmawiać, może opowie nam o swojej mamie, babci i prababci.
Przeczytajcie Mirabelkę, poznajcie tę niezwykłą i bardzo wzruszającą opowieść. Poznajcie drzewo, które pokochało ludzi i ludzi, którzy pokochali to drzewo. Zachwyćcie się mieniącą się okładką. Podziwiajcie malarskie ilustracje Marty Kurczewskiej. Zamknięto na nich tyle emocji. Raz są wesołe i kolorowe, potem znowu szare i smutne. Budzą uśmiech albo niepokój. Są najpiękniejszym uzupełnieniem tej opowieści. Opowieści prawdziwej, bo jak już wspomniałam, mirabelka naprawdę rosła naprawdę. A autor bawił się w cieniu jej liści... Pamiętajcie o tej książce wybierając wakacyjne (i nie tylko lektury) dla dzieci, ale również dla siebie, bo to książka tak wyjątkowa i piękna, że poznać powinien ją każdy.
Mirabelka
Cezary Harasimowicz
ilustracje Marta Kurczewska
Zielona Sowa, 2018
wiek 9+
Super! :)
OdpowiedzUsuńDawno już nie czytałam żadnej książki dla dzieci :)
OdpowiedzUsuńCiekawa ksiażka
OdpowiedzUsuńCo za piękne obrazki, uwielbiam takie książki!
OdpowiedzUsuńMam podobnie. Również wiele książek kupuję "dla siebie" przynajmniej teraz, bo synek na niektóre jest za mały. Cóż, po prostu kocham literaturę dziecięcą. "Mirabelkę" przeczytałabym z wielką chęcią! :)
OdpowiedzUsuńŚliczna i taka nastrojowa okładka :)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu Twojej recenzji wydaje mi się, że tę książkę można też polecić dorosłym. A tak nawiasem mówiąc uwielbiam mirabelki. Mam 5 w ogrodzie i co roku robimy dżem mirabelkowy. Raz było 100 słoików. Pychota :*
OdpowiedzUsuńTak, dorośli też powinni ją poznać. Inspiracją dla autora były dwa reportaże Hanny Krall, więc i po nie sięgnąć warto.
UsuńPiekna jest ta książka, skusimy się na nią na bank
OdpowiedzUsuńO to coś czuję że mojej córce by się spodobała :)
OdpowiedzUsuńWartościowa pozycja, myślę, że włączę ją w zestaw książek dla mojego syna...
OdpowiedzUsuń... póki co jednak czytam mu książki, które czytam ja, no i muszę przyznać, że nie są to tytuły przeznaczone dla dzieci. No ale syn ma dopiero 3 tygodnie i chcę go po prostu oswajać ze swoim głosem, by potem przejść do odpowiednich dla niego lektur :D
Też tak zaczynaliśmy;)
UsuńCóż za cudowne wydanie, te ilustracje! Nie mogę się napatrzeć. Też chcę, dla siebie :D
OdpowiedzUsuńWiem, że powinno sie rozmawiac o trudnych rzeczach, ale ja uważam, że książki mają relaksować! Sama czytam tylko lekkie powieści :)
OdpowiedzUsuńJa lekkich książek (dla dorosłych) nie czytam, szkoda mi na nie czasu. Wychodzę z założenia, że książki mają uczyć życia i pokazywać świat, te same wymagania stawiam książkom dla młodych czytelników. Najważniejsze jest przesłanie.
Usuń