"W muzeum" (Wydawnictwo Mamania)
Nie wiem, kiedy po raz pierwszy poszłam z Tosią do muzeum. Chodzimy do nich niemal w każdym odwiedzanym przez nas miejscu. Jeśli tylko znajduje się w nim muzeum, którego motyw przewodni nas interesuje, to bez wahania kupujemy bilety i zwiedzamy. Wiele razy słyszałam pytanie o powody chodzenia z dzieckiem do muzeum. Odpowiadałam krótko, bo wielkich uzasadnień tu nie potrzeba. Zabierałam ją do muzeów, żeby chodzenie do tego typu miejsc było dla niej czymś naturalnym. I tak się stało. Bardzo często Tosia sama pyta, czy w mieście, do którego jedziemy jest jakieś muzeum, które moglibyśmy odwiedzić. Zdarza się również, że jadąc gdzieś po raz kolejny prosi, żeby pójść drugi, trzeci, a nawet czwarty raz do muzeum, w którym już byłyśmy.
Dlaczego Tosia lubi chodzić do muzeów? Myślę, że kojarzą się jej z czymś przyjemnym. Po każdym muzeum chodzi we własnym tempie i własnymi ścieżkami. Szuka obrazów, rzeźb i innych rzeczy, które jej się podobają. Zdarza się, że przez niektóre sale po prostu przechodzi. W nich nic nie zwraca jej uwagi. Są sale, w których może spędzić sporo czasu i przyglądać się z uwagą każdemu obrazowi. Tosia zwiedza muzea na własnych zasadach? Czy to źle? Nie, bo dzięki temu zwiedza je z przyjemnością. Tak samo jak bohaterka książki W muzeum. Główna bohaterka książki odwiedza gmach muzeum. Przygląda się znanym dziełom sztuki. Każde z nich wzbudza w niej jakieś emocje. Pozytywne i negatywne. Pobudza do działania albo skłania do refleksji. Czasem wprawia w zakłopotanie. Są dzieła, które od razu budzą jej zachwyt. I takie, które wzbudzają niepewność. Przy niektórych dziewczynka zaczyna tańczyć, przy innych robi głupie miny, przy kolejnych siada i zaczyna rozmyślać. Spacer po muzeum okazuje się dla niej niezwykłą przygodą i mieszaniną emocji.
Czy dla czytelnika również może takim być? Moim zdaniem tak. Tosia jest tego najlepszym przykładem. Wizyta w muzeum nie musi być przykrym obowiązkiem, najnudniejszym elementem wycieczki klasowej i nieciekawym wypełnieniem deszczowego dnia. Może być pełną emocji wyprawą, która zachwyci nie tylko dorosłych, ale również dzieci. Tak było w przypadku dziecka autorki książki Susan Verde, które patrząc na obraz przedstawiający owoce, nagle zgłodniało. Nagle cała rodzina przekonała się, że sztuka może realnie na nas oddziaływać. Myślę, że każdy po przeczytaniu W muzeum również nie będzie miał wątpliwości. Zwłaszcza po tym, jak zobaczy emocje bohaterki wymalowane przez Petera H. Reynoldsa. Bardzo subtelne grafiki działają na wyobraźnię i zachęcają, żeby wybrać się do muzeum. Dacie się namówić? A może wcale nie trzeba Was namówić, bo w muzeach czujecie się jak w domu?
W muzeum
Susan Verde
ilustracje Peter H. Reynolds
tłumaczenie Zofia Raczek
Mamania 2021
Pierwszy raz w muzeum byłam w podstawówce chyba w trzeciej klasie.
OdpowiedzUsuńLubię muzea, znacznie mniej lubię tłumy. ;) Już jako dziecko tam chodziłam, a ostatnio znowu odkrywam jaką to potrafi dawać przyjemność. W tym roku byłam w Muzeum Polin, dwa lata temu w Muzeum II Wojny Światowej... Lubię też wystawy, w tym roku byłam na wystawie obrazów Beksińskiego i Sasnala - wielka przyjemność. :) Dobrze, że są książki, które starają się takie kulturalne elementy obłaskawiać, tłumaczyć, intrygować... To praktyczne podejście, które bardzo cenię. ;)
OdpowiedzUsuńWizyta w muzeum nie musi być nudna, jeśli wybierzemy się tam z odpowiednim nastawieniem.
OdpowiedzUsuńsama chętnie sięgnęłabym po te książkę, mam nadzieję, że będzie mi dane bliżej się z nią poznać :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za polecenie tego wydania, chętnie skuszę się na tę lekturę.
OdpowiedzUsuń