Podróże Tosi: Tatry z dzieckiem po raz trzeci (część pierwsza)!
Najpierw nie odwiedzałam Zakopanego przez dziewiętnaście lat. Teraz nadrabiam z nawiązką, bo w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy byłam tam już trzy razy. I zdradzę Wam od razu, że nie powiedziałam ostatniego słowa, nie zraża nas odległość (od Zakopanego dzieli nas prawie 600 kilometrów) i już planujemy kolejny. Zanim jednak znowu spakujemy walizki, czas zdać relację z letniego wyjazdu.
Podróż do Zakopanego upłynęła nam w upale. Był to pierwszy i ostatni tak gorący dzień naszych wakacji. Kolejny dzień powitał nas chmurami, z których około 10 spadł deszcz. Postanowiłyśmy, więc skorzystać z lokalnych atrakcji i zajrzałyśmy do Centrum Kultury Rodzinnej Czerwony Dwór. W pięknej, stylowej willi zbudowanej w stylu zakopiańskim, w której mieszkał między innymi Stefan Żeromski, dziś zobaczyć można dzieła lokalnych artystów, posłuchać o narodzinach polskiego harcerstwa i ludziach, którzy na przestrzeni lat tworzyli i odwiedzali to miejsce. Na pewno warto tam zajrzeć, nie tylko przy okazji brzydkiej pogody. Wieczór spędziliśmy w Centrum Edukacji Przyrodniczej Tatrzańskiego Parku Narodowego, gdzie odbywały się wieczorne PoSzlaki. Tego dnia Dawid Byledbal opowiadał o początkach taternictwa. Prelekcja była bardzo interesująca. Poznaliśmy nazwiska pionierów taternictwa, usłyszeliśmy o ich największych sukcesach. Teraz muszę uzupełnić biblioteczkę i poznać ich biografie jeszcze lepiej.
Niedziela nie uraczyła nas deszczem, więc mogliśmy w końcu ruszyć w góry. Na początek spełnienie marzenia Tosi, czyli Gęsia Szyja. Dojechaliśmy busem do parkingu na Wierchu Porońcu i ruszyliśmy zielonym szlakiem w stronę Rusinowej Polany. Skręciliśmy w prawo na Wiktorówki, gdzie znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr. Wokół sanktuarium zobaczyć można tablice poświęcone osobom, które straciły życie w górach lub byli z nimi bardzo blisko związani. Z Wiktorówek wróciliśmy tą samą drogą na Rusinową Polanę i po krótkim odpoczynku, który umiliła nam prelekcja w ramach akcji PoSzlaki organizowanej przez Tatrzański Park Narodowy, ruszyliśmy w stronę Gęsiej Szyi. Pokonaliśmy słynne schody (nasze kolana do dziś mają do nas niemałe pretensje) i osiągnęliśmy szczyt. Nie mogliśmy cieszyć się widokami, bo przesłoniły nam je chmury, ale radość Tosi z wejścia na wymarzoną górę była bezcenna (i warta pokonania tych schodów). Na górze chwilę zastanawialiśmy się, czy iść dalej czy wrócić na Rusinową Polanę. Sił jeszcze nie brakowało, więc ruszyliśmy w stronę Równi Waksmundzkiej, a stamtąd czerwonym szlakiem na Palenicę Białczańską. Tam zakończyła się nasza pierwsza, dość długa górska wycieczka.
Kolejna odbyła się następnego dnia. Żeby dać nieco odpocząć naszym kolanom wyruszyliśmy z Kuźnic na Polanę Kalatówki i dalej na Halę Kondratową. Tej ostatniej nie udało nam się odwiedzić w zeszłym roku, więc tym razem bardzo chcieliśmy zobaczyć na własne oczy najmniejsze tatrzańskie schronisko. Wycieczka nie była specjalnie wymagająca. Dla Tosi nie stanowiła najmniejszego problemu. Raczej był to przyjemny górski spacer, a nie męcząca wycieczka. Na Hali Kondratowej mieliśmy okazję wysłuchać kolejnej prelekcji w ramach PoSzlaków. Ta trwała 40 minut (!), w trakcie których posłuchać można było nie tylko o zasadach obowiązujących na terenie TPN-u, ale także o historii miejsca, w których się znajdowaliśmy oraz o możliwych dalszych wycieczkach, na które moglibyśmy stamtąd wyruszyć. Do Kuźnic wróciliśmy tą samą drogą i pomysłami na kolejne wycieczki, których etapem mogłaby być Hala Kondratowa. Popołudniu wybraliśmy się jeszcze na spacer w kierunku naszego ukochanego zakopiańsokiego miejsca, czyli Cmentarza Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku. Uwielbiam to miejsce i nie wyobrażam sobie wizyty w Zakopanem bez spędzenia tam choćby kilku chwil.
Trzecia wycieczka miała być spełnieniem moich marzeń. Wyruszyliśmy na nią przed 6 rano. Startowaliśmy z Palenicy Białczańskiej. Chcąc uniknąć tłumów na drodze do Morskiego Oka zdecydowaliśmy się na tak wczesną porę. Nad brzeg Morskiego Oka dotarliśmy w czasie opisanym w przewodnikach. W schronisku nie było tłumów, więc mieliśmy czas na zjedzenie śniadania i spróbowanie tamtejszej szarlotki. Po odpoczynku ruszyliśmy czerwonym szlakiem prowadzącym wokół Morskiego Oka i dalej w kierunku Czarnego Stawu pod Rysami. To właśnie on był naszym celem. Otaczające go góry spowite były chmurami, temperatura oscylowała w okolicach 10 stopni Celsjusza, ale miejsce i tak okazało się magiczne. Warto było się tam wdrapać i zobaczyć to wszystko na własne oczy. Przed sobą widzieliśmy zasnute chmurami Rysy, a za plecami mieliśmy piękny widok na Morskie Oko. Na miejscu spędziliśmy prawie godzinę. Nie było tam tłumów, więc była to prawdziwa przyjemność. Schodząc widzieliśmy wiele osób, które dopiero pięły się w górę. My po zejściu przeszliśmy dalszą część szlaku wokół Morskiego Oka. Kiedy dotarliśmy w okolice schroniska naszym oczom ukazały się tłumy ludzi. Nie zatrzymywaliśmy się więc, tylko ruszyliśmy w drogę powrotną. Czekało na nas jeszcze jedno schronisko, w którym planowaliśmy zjeść obiad. To piękna Stara Roztoka znajdująca się w pobliżu Wodogrzmotów Mickiewicza. Lubimy jego atmosferę, więc zawsze zbaczamy nieco z trasy, żeby tam zajrzeć i zjeść najpyszniejszą tatrzańską szarlotkę. Zejście na Palenicę Białczańską nie zakończyło naszej wyprawy. Czekały na nas jeszcze wieczorne PoSzlaki. Tym razem Jasiek Krzeptowski-Sabała opowiadał o makiecie Tatr, którą można podziwiać w Centrum Edukacji Przyrodniczej. Nie mogłyśmy opuścić tej okazji. Prelekcja była świetna, więc po przejściu ponad 25 kilometrów, warto było znaleźć w sobie jeszcze trochę sił i posłuchać tatrzańskich opowieści.
Na tym kończę pierwszą część wakacyjnej relacji i już teraz zapraszam na drugą z opisem kolejnych kilometrów, które udało nam się przejść!
Drugą część relacji znajdziecie TUTAJ!
Wspaniała wyprawa, z daleka od tłumów na Krupówkach i wszechobecnej zakopiańskiej komercji. Właśnie takie podróże lubimy najbardziej :)
OdpowiedzUsuńFajny wypad wakacyjny, mam nadzieję, że zostaną z wami na długo wspomnienia.
OdpowiedzUsuńTatry są piękne, a widoki gór zapierają dech w piersiach.
OdpowiedzUsuńTakie widoki zapierają dech w piersiach. Niesamowicie tam jest.
OdpowiedzUsuńSama również uwielbiam takie wycieczki i piesze wędrówki wśród gór.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Tatry, ale rzadko je odwiedzamy, ze względu na masy turystów i kolejki. Nasze ukochane góry to Gorce. Najbardziej zatłoczone jest niestety schronisko pod Turbaczem, ale pod wieczór robi się już naprawdę fajnie. Często tam wracam. Moje córki bardzo lubią górę Lubań z bazą namiotową. Co roku tam chodzimy i śpimy pod namiotem. Naprawdę jest super. Co wieczór idziemy na wieżę widokową oglądać zachód słońca. Widoki z samej góry wprawiają w osłupienie : Tatry, Jezioro Czorsztyńskie, Pieniny Spisz. Jako dziecko często bywałam w Tatrach, ale wtedy były mniej zatłoczone, Zakopane takie bardziej swojskie, a tłum bardziej kulturalny. Mam pełno zdjęć rodziców z Tatr takich czarno białych z czasów studiów. Bardzo miło wspominam moją ostatnią wyprawę przez Czerwone Wierchy, byliśmy wtedy bez dzieci. Uznaliśmy z mężem że może być to dla nich zbyt męczące.
OdpowiedzUsuńDużo radości z kolejnych wypraw w Tatry.
Kasinyswiat
Planując podróż i piesze wędrówki w górach warto pomyśleć o właściwym przygotowaniu.
OdpowiedzUsuńTakie widoki jak te zawsze mnie zachwycały.
OdpowiedzUsuńCudowna podróż
OdpowiedzUsuńSuper wpis
OdpowiedzUsuńIdealne miejsce które warto jest odwiedzić.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się tam
OdpowiedzUsuń