"Strach ze strychu" (Wydawnictwo Literatura)

Jeździliście na kolonie? Myślę, że tak. Kiedyś na kolonie jeździli (chyba) wszyscy. Ja też jeździłam i bardzo to lubiłam. Do dziś wspominam to z ogromnym sentymentem. Szczególny urok miały wieczory. Kiedy gasło światło, zaczynała się cisza nocna i można było opowiadać sobie różne straszne historie. Kilka zasłyszanych wtedy opowieści do dziś mam w pamięci. Wróciłam do nich myślami czytając książkę Strach ze strychu. Powieść Radka Jakubiaka, z którą rozpoczęłyśmy tegoroczne wakacje.

Akcja tej historii rozgrywa się w jednej kamienicy. Kamienicy, na pierwszy rzut oka, zupełnie zwyczajnej. Mieszka w nich zaledwie kilka rodzin i jeden strach. Strach był tam pierwszy, zamieszkał na strychu, kiedy dom się dopiero budował, a strychu jeszcze nie było. Strach znalazł tam dla siebie miejsce i żył w tej kamienicy względnie spokojnie i szczęśliwie. Jego sąsiedzi nawet nie zdawali sobie sprawy, że to on czasem stuka w rury... Wszystko zmieniło się w dniu, w którym Strach został zdemaskowany. Dokonali tego najmłodsi mieszkańcy kamienicy. Malwina i Antek, którzy na strychu szukali krasnoludków, a znaleźli Stracha. Na początku trochę się go wystraszyli, a potem nawiązała się między nimi nić sympatii. I postanowili się ze Strachem zaprzyjaźnić, a także trochę odmienić jego życie. Jak to się stało? Co było później? Czy wszyscy byli z tego powodu zadowoleni? Pytania można mnożyć, a odpowiedź można znaleźć tylko w jednym miejscu. W książce Strach ze strychu.



Ta historia podbiła moje serce i pozwoliła mi się przenieść myślami do czasów dzieciństwa. To powieść w dobrym, starym stylu. Czyta się ją z zapartym tchem i wypiekami na twarzy. Nie zabrakło w niej humoru, nie brakuje mądrego przesłania. Uczy współpracy i przypomina, jak ważne jest otwieranie się na innych. Nie straszy, nie banalizuje. Ja takie książki bardzo lubię i cenię. Właśnie takie książki polecam z największą przyjemnością. Myślę, że Wam i Waszym dzieciom Strach ze strychu również przypadnie do gustu. Ta niedługa opowieść powinna zachwycić i zainteresować nawet tych, którzy od czytania stronią. Do sięgnięcia może ich przekonać objętość, mogą zachęcić świetne ilustracje Huberta Grajczaka, może (a nawet powinna) skusić ich historia. Historia Stracha żyjącego na strychu, który być może mieszka także obok nas... Odważycie się go poszukać?



 

Strach ze strychu

Radek Jakubiak

ilustracje Hubert Grajczak

Wydawnictwo Literatura 2024

wiek 9+


https://wydawnictwoliteratura.pl/


"Kocia Szajka i zaginione bajki" (Wydawnictwo AGORA dla dzieci)

Czy ktoś wybiera się na wakacje w Beskid Śląski? Jeśli tak, to oprócz zdobywania szczytów tych pięknych gór, musicie koniecznie zajrzeć do Cieszyna! My w Beskidzie Śląskim byliśmy dwukrotnie i za każdym razem wróciliśmy oczarowani tym zakątkiem Polski. Chodzenie po górach zawsze łączyliśmy ze zwiedzaniem największych i najciekawszych miast. Dwukrotnie udało nam się zajrzeć do Cieszyna i Bielska-Białej. Miast, które bardzo nam się spodobały i, które za każdym razem odkrywaliśmy na nowo.

Od jakiegoś czasu Cieszyn kojarzy nam się z czymś jeszcze. Z fantastyczną serią książek, którą od dwóch lat wydaje AGORA dla dzieci. Fani literatury dziecięcej już pewnie wiedzą, że chodzi o serię "Kocia Szajka", której przygody pokochały nie tylko dzieci, ale i ich rodzice. Przez ten czas seria pięknie się rozrosła i regularnie ukazują się jej kolejne części. Niedawno na księgarniane półki trafił ósmy tom przygód kocich detektywów. Tym razem zagadka do rozwiązania czeka na nich w Bielsku-Białej. W tym pięknym mieście warto zwiedzić Studio Filmów Rysunkowych. Bo nie wiem, czy wiecie, ale właśnie stamtąd pochodzą między innymi Reksio, Bolek i Lolek i bohaterowie Porwania Baltazara Gąbki. Studio Filmów Fabularnych przyjmuje od niedawna gości w swojej nowej, większej siedzibie, do której zajrzeć powinien każdy miłośnik polskich dobranocek. Zajrzeli tam również członkowie Kociej Szajki. Jednak zamiast spokojnego zwiedzania i oglądania kultowych bajek, musieli rozwiązać zagadkę znikających taśm filmowych. Ktoś wykradał z magazynu kolejne odcinki kultowego Reksia. Nie zabierał ich jednak na zawsze. Po jakimś czasie taśmy wracały na swoje miejsce. Znikały za to kolejne odcinki i tak w kółko. Koty musiały rozwikłać tę zagadkę. Przy okazji trafiły też na jeszcze inną sprawę. Ta bezpośrednio dotyczyła Morfeusza... Jaka to sprawa? Dowiecie się z książki.




Mam do "Kociej Szajki" ogromny sentyment. Pokochałam tych bohaterów od pierwszej książki opowiadającej o ich przygodach i kocham do dzisiaj. Z każdym tomem mocniej. Uwielbiam ich przygody, lubię zagadki, które mają do rozwiązania i humor, który nigdy ich nie opuszcza. Śmieję się do łez czytając zapisy kocich rozmów. Przecieram oczy ze zdumienia podziwiając przeróżne nazwy rzeczy, które towarzyszą nam w codziennym życiu, przerobione na kocią rzeczywistość. Czytanie tych książek sprawia mi ogromną przyjemność. Lubi je też Tosia. I w niczym nie przeszkadza jej to, że grupa docelowa jest nie przeszkadza. Dobre książki lubią czytać wszystkie. Seria "Kocia Szajka" na pewno się do takich książek zalicza. Pełna humoru, z ciekawą historią, niebanalnymi bohaterami. W sam raz na wakacje. To lektura, która zainteresuje nawet te dzieci, które nie lubią czytać. Jestem pewna, że oderwać się od niej będzie im bardzo trudno.




Kocia Szajka i zaginione bajki

Agata Romaniuk

ilustracje Malwina Hajduk

AGORA dla dzieci 2024


 https://agoradladzieci.pl/

"Mój sen. Słowno-ruchowe ćwiczenia relaksacyjne z twoim dzieckiem" (Wydawnictwo Zakamarki)

Czy Wasze dzieci miewają problemy z zasypianiem? Czy trudno im się po całym dniu wyciszyć? Na pewno każdemu maluchowi zdarzają się takie chwile. Zdarza się również dorosłym. Mnogość różnych wydarzeń, które mają miejsce w ciągu dnia sprawia, że każdy może mieć gorszą chwilę i trudności z poradzeniem sobie z tym, co go spotkało. Dlatego warto umieć się wyciszyć. Poznać różne sposoby na ukojenie. Te, które pomogą naszym dzieciom, a przy okazji mogą pomóc również nam, ich rodzicom. 

Kilka sposobów na wieczorne wyciszenia podsuwa książka Mój sen Anne Crahay, którą niedawno wydały Zakamarki. Już na pierwszy rzut oka, książka działa uspokajająco. Okładka jest biała. Na środku widzimy małego chłopca, który spokojnie śpi. Kolory, którymi został namalowany są stonowane i ukoją każdego, kto na nie spojrzy. Kiedy zajrzymy do wnętrza tej książki również poczujemy spokój. W spokojnym tonie została ona nie tylko zilustrowana, ale również napisana. Jej pierwsze zdania to poradnik dla rodziców. Wytłumaczony krok po kroku zamysł tej książki. Kolejne strony to propozycje ćwiczeń relaksacyjnych, które mają pomóc dzieciom zasnąć i się uspokoić. Pierwsza z nich uczy wsłuchiwania się we własne ciało i rozumienia własnych emocji. Dzieci mają wtedy czas, żeby przemyśleć to, co działo się przez cały dzień. Te, które będą chciały, mogą opowiedzieć o tym rodzicom. Kolejne ćwiczenie to podróż do świata snu. Dzieci zamienią się w sowę. Nocnego ptaka, który leci w głąb lasu. Wykonują kolejne zadania i ćwiczenia, które pomogą im zasnąć. Dwie kolejne relaksacje (spacer małych rączek i moje gniazdo) mają taki sam cel, bo cała ta książka ma jeden cel, ułatwić dzieciom zaśnięcie i sprawić, że sen będzie spokojny. Czy to działa? Nawet mnie ta książka uspokoiła i zrelaksowała, więc dzieci uspokoi na pewno!




Czy takie książki są potrzebne? Jednym tak, innym nie. Są dzieci, które zasypiają, kiedy tylko przyłożą głowę do poduszki. Są takie, które potrzebują na to znacznie więcej czasu. Im ta książka na pewno się przyda. Wspólne wieczorne czytanie pomoże się wyciszyć, da szansę na krótką rozmowę o tym, co działo się w ciągu dnia i pozwoli ukoić emocje. Ja jestem nią oczarowana. To taka wyważona, pełna spokoju lektura, którą można czytać, co wieczór i, która nie powinna się znudzić. Opisane w niej ćwiczenia relaksacyjne można z powodzeniem wykonywać każdego wieczora. Jej czytanie może stać się rodzinnym rytuałem, który wyciszy zarówno dzieci, jak i ich rodziców. Wypróbujcie tę książkę w swoich domach. Obowiązkowo!




Mój sen. Słowno-ruchowe ćwiczenia relaksacyjne z twoim dzieckiem

Anne Crahay

tłumaczenie Katarzyna Skalska

ZAKAMARKI 2024

wiek 3+


https://www.zakamarki.pl/


"Jefferson. Detektyw mimo woli" (Wydawnictwo Dwie Siostry)

Dobrze wiecie, że uwielbiamy książki detektywistyczne i kryminalne. Pierwsza odkryła je Tosia i przez bardzo długi czas czytała niemal wyłącznie kryminały. Tak naprawdę to właśnie od tych książek zaczęła się jej przygoda z samodzielnym czytaniem. Bardzo je lubiła i czytała z przyjemnością. Kiedy przyszedł czas na nieco poważniejsze lektury, nie zapomniała o gatunku, którego czytanie dawało jej tyle radości. A literatura detektywistyczna dla dzieci i młodzieży rozwijała i rozwija się niesamowicie. Nie ma miesiąca, żeby nie ukazywała się jakaś nowa książka. Jedne są lepsze, inne gorsze. Są takie, które trzymają w napięciu od początku do końca i takie, przy których częściej ziewamy niż przecieramy oczy ze zdziwienia. Są jednak takie, w których zaskoczeń nie brakuje i właśnie na taką książkę trafiłyśmy ostatnio.

Jefferson. Detektyw mimo woli to opowieść o detektywie z przypadku. O kimś, kto nigdy nie marzył o rozwiązywaniu zagadek. Sprawa przyszła do niego zupełnie niespodziewanie i dotknęła go tak mocno, że nie miał innego wyjścia. Musiał się nią zająć. Jeż Jefferson po prostu pewnego dnia poszedł do fryzjera. Ten dzień nie miał się niczym wyróżniać. To miał być naprawdę całkiem zwyczajny dzień. Taki, w którym można trochę pochodzić, trochę porozmyślać. Nacieszyć się ładną pogodą, zaprosić na kawę uroczą borsuczycę. Spokój, sielanka, nuda... Nic specjalnego. Aż do momentu, w którym Jefferson przekroczył próg salonu fryzjerskiego i orientuje się, że dziś ze strzyżenia nici. Borsuk prowadzący salon leży na podłodze i jest... martwy! W serce ma wbite nożyczki. Nie zastanawia się długo i wyciąga je z ciała borsuka. Właśnie wtedy budzi się koza, która dotąd spała pod suszarką. Koza budzi się i już wie wszystko. Fryzjera zamordował jeż! Jefferson nie wie, co robić. Zaczyna działać instynktownie i ucieka. Nie tylko z salonu, ale również z miasta. Znajduje kryjówkę w lesie. Wie jednak, że nie może tam spędzić reszty życia. Musi oczyścić się z zarzutów. A na to jest tylko jeden sposób, trzeba odnaleźć prawdziwego mordercę. Pomoże mu w tym jego przyjaciel - świnka Gilbert. Czy to może się udać? Może, ale przed nimi bardzo niebezpieczna misja. Misja, która wymagać będzie od nich przeniknięcia do świata ludzi.




Czytałyśmy już książki, w którym zwierzęta wcielały się w role detektywów. Ale chyba po raz pierwszy trafiłyśmy na taką, w której personifikacja byłaby aż tak silna. Zwierzęcy bohaterowie tej książki do złudzenia przypominają ludzi. Mają ludzkie uczucia, noszą ubrania, robią rzeczy, które w "prawdziwym" świecie robią ludzie. Zetknięcie ze światem ludzi jest jednak bolesne. I dla zwierzęcych bohaterów, i dla czytelnika. To jedna z tych książek, której lektura niekoniecznie jest lekka, łatwa i przyjemna. Sporo w niej opisów, które dla młodszych czytelników mogą okazać się zbyt straszne. Wydawnictwo adresuje tę książkę do czytelników powyżej 9. roku życia. Warto o tym pamiętać, kiedy będziemy szukać lektury dla naszych dzieci. Każdy do niej w końcu dorośnie i nie potrzeby tego przyspieszać. Bo Jefferson. Detektyw mimo woli to książka, którą naprawdę warto przeczytać. Mądra i interesująca. Z ciekawie skonstruowaną intrygą kryminalną. Boleśnie aktualna, pełna nawiązań i odniesień do naszej codzienności. Poruszająca problemy, które mogą dotknąć każdego (choćby niesłuszne oskarżenia, z którymi każdy musiał się kiedyś zmierzyć). Do tego świetnie napisana i ciekawie zilustrowana. Przeczytajcie ją koniecznie, bo jest tego warta.




Jefferson. Detektyw mimo woli

Jean-Clauda Mourlevat

ilustracje Antoine Ronzon

tłumaczenie Bożena Sęk

Dwie Siostry 2024

wiek 9+


 https://wydawnictwodwiesiostry.pl/

Gra(my) w piątki: "Zupa z trupa"/"Banda Pand i kawałki bambusa" (Wydawnictwo EGMONT)

Wakacje coraz bliżej. Już za tydzień będzie można schować plecak do szafy i na jakiś czas zapomnieć o sprawdzianach, wypracowaniach, zeszytach i podręcznikach. Przez najbliższe dwa miesiące będzie można skupiać się wyłącznie na przyjemnościach. Jedni całymi dniami będą czytać książki, inni grać w gry komputerowe. Ktoś spędzi cały dzień na boisku, ktoś inny będzie nadrabiał zaległości w oglądaniu filmów. Nie ma jednego i najlepszego sposobu na spędzanie wakacji. Po 10 miesiącach w szkolnych ławkach, uczniom należy się odpoczynek. Każdy spędzi ten czas w wybrany przez siebie sposób i pewnie połączy różne aktywności, które sprawiają mu przyjemność. Ja mam dziś propozycję dla tych, którzy szukają ciekawych gier na wakacje.

Są takie rzeczy, które trzeba zabrać ze sobą na każdy wyjazd. Jeśli wybieramy się na wakacje z dzieckiem, warto pamiętać o tym, co może umilić nam deszczowe popołudnie albo chłodniejszy wieczór. Dobrym pomysłem jest wzięcie ze sobą niewielkiej gry planszowej. Takiej, którą można wrzucić do plecaka. Może być to ulubiona gra, którą cała rodzina dobrze zna i lubi. Może być zupełnie nowa, w którą grać zaczniecie dopiero na wakacjach. My w tym roku stawiamy na nowości. Wszystko za sprawą ciągle poszerzającej się oferty wydawnictwa EGMONT, które nie przestaje nas zaskakiwać różnorodnością gier, które wydaje. 

Tuż przed początkiem wakacji ukazały się dwie, które świetnie nadają się do tego, żeby zabrać je ze sobą w góry albo nad morze. Jedna z nich zabiera nas do świata pełnego bardzo sympatycznych zwierząt. Gra Banda Pand i kawałki bambusa to karcianka nie tylko dla miłośników tych sympatycznych zwierząt. Zagrać może w nią nawet 6 osób, więc to zabawa dla całej rodziny. Rozgrywkę rozpoczynamy od potasowania kart i ułożenie ich na stole. Potem rozsuwamy je tak, aby utworzyły koło. Część kart będzie widoczna, część zakryta. Grę rozpocznie najmłodszy brat. Rzut kostką wskaże kategorię, którą gracze będą porównywać. Na kostce są trzy obrazki, więc mamy trzy kategorie (największa/najmniejsza panda, najcięższa/najlżejsza panda, najdłuższy/najkrótszy bambus). Po wskazaniu kategorii, gracze muszą jak najszybciej wybrać ze stosu, ich zdaniem, najlepszą kartę. Kiedy wszyscy mają już swoje karty, czas sprawdzić, kto był najbliżej prawdy. Ta osoba zostawia sobie kartę, którą wybrała. Pozostałe trafiają na bok i rozpoczyna się kolejna rozgrywka. Grę kończymy, kiedy jeden z graczy zgromadzi wymaganą liczbę kart (ta zależy od tego, ile osób bierze udział w grze). 




 

Karty znajdziecie także w pudełku z drugą grą. Choć Zupa z trupa brzmi trochę strasznie, to nie ma się czego bać. Gra jest świetna i gwarantuje dobrą zabawę. Wyobraźcie sobie, że właśnie zmieniliście miejsce zamieszkania i zostaliście zaproszeni przez sąsiadów na powitalny obiad. Miło, prawda? Okazuje się, że jednak nie do końca. Dom sąsiadów jest dość nietypowy, a serwowane dania niekoniecznie są apetyczne. Taki jest wstęp do gry. W niewielkim pudełku kryje się 100 kart. A na kartach zobaczyć można najobrzydliwsze dania, jakie tylko potrafili sobie wyobrazić twórcy Zupy z trupa. Uczestnicy gry (może być ich maksymalnie 7) wybierają losowo osobę, która w danej rundzie będzie potwornym gospodarzem. Ów gospodarz rozdaje wszystkim graczom po 12 kart. Pozostałe kładziemy na stole i robimy z nich stos do dobierania. Na początku rozgrywki potworny gospodarz wyciąga jedną z kart ze stosu do dobierania. To pierwsza karta warunku. Do niej musimy dokładać kolejne karty. Karty muszą pasować do karty warunku. Wygrywa ten, kto najszybciej pozbędzie się swoich kart. A nie jest to takie proste, bo karty można (a czasem trzeba) dobierać ze stosu. Po zakończeniu rundy gracze podliczają punkty. Na kolejną rundę wybierają nowego potwornego gospodarza. Grają tyle rund, ilu jest graczy. A wygrywa ten, który ma najmniej punktów ujemnych. 



Dwie świetne gry. Nieduże, z niezbyt skomplikowanymi zasadami. Oferującymi szybką i ciekawą rozgrywkę. Takim grom trudno się oprzeć. Są naprawdę dobrym rozwiązaniem na dni, kiedy nie sprzyja pogoda, kiedy chorujemy albo zwyczajnie mamy ochotę posiedzieć w domu. W Bandę Pand i kawałki bambusa z powodzeniem mogą grać starsze przedszkolaki. Zupa z trupa to gra dla uczniów. Do rozgrywki mogą zaprosić dziadków albo rodziców. Z powodzeniem mogą grać w nie tylko dzieci. Można z powodzeniem zaproponować ją dzieciom przebywającym na koloniach albo uczestniczącym w półkoloniach. Wszystkie będą się przy niej dobrze bawić. Rozwijać spostrzegawczość i refleks. I tylko jednego robić przy nich nie będą. Nie będą się nudzić!

Te i inne gry znajdziecie na


"Słowiańskie mity i opowieści w komiksie" (Wydawnictwo Nasza Księgarnia)

Imiona greckich i rzymskich bogów większość z nas wymieni nawet w środku nocy. Znamy ich historie, potrafimy bez większego zastanowienia opowiedzieć kilka mitów. Czytaliśmy je w szkole podstawowej, wracaliśmy do nich w szkole średniej. Nic dziwnego, że tak dobrze je pamiętamy. Są one stale obecne w naszej kulturze i języku. Zupełnie inaczej rzecz się ma z mitologią słowiańską. O niej nie wiemy nic albo bardzo niewiele. A szkoda, bo to ona powinna być nam najbliższa.

My mitologią słowiańską zaczęłyśmy się interesować właśnie dzięki książkom. Pierwsze były te pisane przez Marcina Szczygielskiego, który właściwie w każdej swojej książce przemyca elementy mitologii słowiańskiej. Potem trafiłyśmy na serię "Klub Kwiatu Paproci" Katarzyny Bereniki Miszczuk. Dzięki tym książkom wiemy o słowiańskich mitach już całkiem sporo. Nauki jednak nigdy za wiele, horyzonty poszerzać warto, dlatego jedną z naszych ostatnich lektur były Słowiańskie mity i opowieści w komiksie. Książka ciekawa ze względu na formę i treść. Po raz pierwszy spotkałam się z mitologią słowiańską zamkniętą w formie komiksu. Czy to się może podobać? Może! Nam spodobało się bardzo. Główna bohaterka komiksu - Małgosia, razem z czytelnikami, poznaje świat słowiańskich mitów. Przewodniczką jest jej babcia, kobieta zafascynowana i obeznana w świecie tamtych wierzeń. Przy każdej nadarzającej się okazji, opowiada wnuczce (i jej młodszemu bratu) o słowiańskich bogach i tradycjach. Na początek historia stworzenia świata. Do jej opowiedzenia zainspirują babcią jajka. Kolorowe drapanki, którymi można stwarzać świat! Małgosia dowiaduje się, że jajka były dla ludów słowiańskich bardzo ważne. Historia z nimi związana jest pretekstem do pierwszych babcinych opowieści. Kolejne są z nimi luźno powiązane. W każdej opowieści pojawiają się nowi bogowie. Ich historie przeplatają się z rozmowami babci i wnuków. Trochę tu nawiązań do współczesności, trochę podróży w przeszłość. Pasjonująca lektura!




Mitologia jest czymś, co się z zasady lubi. Lubią ją wszyscy, bo każdy znajduje w niej bohaterów, którzy go inspirują albo intrygują. Ta książka przekonuje, że ciekawi są nie tylko bogowie greccy. Ci pochodzący z mitologii słowiańskiej również. Słowiańskie mity i opowieści w komiksie dają czytelnikom szansę na poznanie Welesa, Peruna i Swarożyca. Z tej książki dowiedzą się, kim są Południca, Licho i Domowik. Poznają historię obrzędu Dziadów, dowiedzą się, czym były Szczodre Gody. Poznają słowiańskie demony, przeczytają o Nocy Kupały. Wszystko w jednej książce. Niesamowitym komiksie, pełnym ciekawych historii i niesamowitych ilustracji. Za te pierwsze odpowiada Wiktoria Korzeniewska, ilustracje stworzyła Natalia Noszczyńska. Ich współpraca przyniosła niesamowity efekt. Według mnie to jedna z najciekawszych książek, jakie ukazały się w ostatnim roku. Doskonała lektura na nadchodzące wakacje. 




 

*współpraca barterowa

Słowiańskie mity i opowieści w komiksie

Wiktoria Korzeniewska

ilustracje Natalia Noszczyńska

Nasza Księgarnia 2024

wiek 6+

https://nk.com.pl/