Gra(my) w piątki: "TUKI" (Wydawnictwo EGMONT)

Kto zagląda do nas regularnie, ten wie, że uwielbiamy gry stworzone przez Grzegorza Rejchtmana. Od kultowego Ubongo, przez Papuę aż po Nową Gwineę. Wszystkie są świetne, szybko zyskują naszą sympatię i trafiają do grupy najbardziej lubianych przez nas gier. Bardzo je lubię, choć nie jestem ich mistrzynią. Radzę sobie raczej średnio, ale nie przeszkadza mi to czerpać z tych rozgrywek przyjemności.

Tak, muszę się do tego przyznać, mistrzynią tych gier jest Tosia. Ja na ułożenie klocków w odpowiedniej kolejności potrzebuję znacznie więcej czasu. Ale nie poddaję się, gram dalej i ciągle wierzę, że kiedyś uda mi się wygrać. Nadzieja wzrosła, kiedy w naszym domu pojawiła się gra Tuki, najnowsze dzieło Grzegorza Rejchtmana. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to gra podobna do wszystkich innych stworzonych przez tego autora, ale wystarczy zajrzeć do pudełka, żeby się przekonać, że jednak mocno się od nich różni. Na początek dwa słowa na temat tytułu. Słowo "tuki" wywodzi z języka Innuitów i oznacza obiekt o szczególnym znaczeniu. Taką budowlą może być na przykład kamie.nna wieża, która służyła jako drogowskaz w przykrytym śniegiem krajobrazie Kanady i Grenlandii. Właśnie takie budowle będą tworzyć ci, którzy zdecydują się zagrać w Tuki.



 

W pudełku znajdują się kamienie, 16 kolorowych i 16 białych, które są blokami śniegu. Oprócz nich, do gry, potrzebne są również karty (podzielone według poziomów zaawansowania), stojak na karty i kostka. Przed rozpoczęciem gry każdy gracz otrzymuje komplet kolorowych kamieni i bloków śniegu. Przed rozpoczęciem gry, trzeba jeszcze ustalić czy gramy na poziomie podstawowym (używając trzech kolorowych kamieni), czy zaawansowanym (z czterema kamieniami). Wybrane karty układamy na dole stojaka na karty. Grę rozpoczyna najmłodszy gracz. Rzuca kostką, która wskazuje, którą sekwencję będziemy układać. Kartę wyciągamy ze stosu i układamy na górze stojaka. Teraz jeszcze jeden rzut oka na kostkę (musimy sprawdzić, czy kamienie mogą dotykać stołu). Ułożony przez nas inukshuk musi być dokładnym odwzorowaniem tego z karty. Kto będzie miał pewność, że ułożył swoje kamienie w odpowiedni sposób, musi zawołać "TUKI". Reszta buduje dalej, kiedy wszyscy gracze mają gotowe budowle, rozpoczyna się sprawdzanie. Kartę dostaje gracz, który jako ostatni ułożył inukshuk lub ten, kto popełnił błąd. Gra kończy się, kiedy któryś z graczy zgromadzi pięć kart. Potem można rozpocząć kolejną rundę.


Tuki jest z nami od niedawna, ale wiemy, że na pewno nam się nie znudzi. To gra, w którą grać może cała rodzina i wszyscy będą czerpać z tej rozgrywki dużo przyjemności. Z zasadami powinni poradzić sobie już ośmiolatkowie (i może, jak to jest u nas w domu) będą sobie radzić z tą grą lepiej od rodziców. Rozgrywka nie jest taka krótka jak mogłoby się wydawać. Ze względu na to, że każdy gracz musi zbudować inukshuk, początkowe rundy mogą się przeciągać. Ale gwarantuję Wam, że nie będziecie narzekać na nudę. To świetna gimnastyka dla umysłu. Szare komórki będą Wam wdzięczne. A długie, jesienne wieczory od razu staną się przyjemniejsze. Pamiętajcie też o tej grze, kiedy będziecie się rozglądać za bożonarodzeniowymi prezentami. Tuki to będzie strzał w dziesiątkę. Pięknie wykonana (zawsze zachwycam się pudełkami, w które zapakowane są gry i wytłoczką, która skrywa wszystkie elementy niezbędne do rozgrywki), ciekawa i atrakcyjna dla graczy w różnym wieku. Po prostu gra na szóstkę!



Tuki

Grzegorz Rejchtman

ilustracje Ewa Kaplarczyk

liczba graczy 2-4

czas rozgrywki 30-45 minu

wiek 8+

EGMONT 2024

https://egmont.pl/
 

Komentarze

  1. I zabawa trwa, rzeczywiście szare komórki muszą popracować :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. super że mimo przeciwności potrafisz czerpać z tych rozgrywek przyjemności.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz